To chyba najczęstszy problem kierowcy, a jeśli chodzi o kobiety
za kierownicą ryzyko jego wystąpienia wzrasta diametralnie. Każdy
się z tym spotkał, tyle się mówiło na kursie, każdy ma na to
swój własny sposób. Kapeć, laczek, guma… nieważne. Wkurza tak
samo i doszczętnie psuje nam dzień. Z tym właśnie wiąże się
dzisiejsza opowieść. O dziwo jest to historia z happy endem!
Wszystko zaczęło się standardowo, budzę się rano (czyli koło południa) i robię wszystko w biegu, by zdążyć do pracy. Kąpiel, jedzenie, śniadanie. Wybiegam bojąc się spóźnienia, wsiadam w czarnego bat mobile’a i wszystko idzie zgodnie z planem, jednak dziś los przygotował dla mnie niespodziankę. Połowy drogi nie przejechałam, kiedy lekko zakołysało, szarpnęło i bam. No tak, przecież kiedyś ktoś mi już mówił, że dziury są po to, żeby je omijać a nie trafiać jak w jakiejś grze komputerowej.
Żeby było śmieszniej moje cztery
kółka postanowiły się rozkraczyć na środku wąskiej i ruchliwej
jednopasmówki. No cóż, przecież jak pech to pech, idziemy na
całość. No to awaryjki, diagnoza: tak, owszem to dziurawa opona.
Telefon do pracy, że się spóźnię, telefon do taty, i tu na
szczęście jest w Poznaniu i może być nawet i za 5 minut!
Świetnie, ale co dalej? Wyławiam wzrokiem dobrą duszę o silnych
ramionach w celu zepchnięcia auta z drogi, kiedy podchodzi do mnie
grupka dwudziestoparoletnich mężczyzn. Już chcę krzyczeć: ,,moi
bohaterzy, przyszliście mi pomóc!’’, kiedy słyszę: ,,sorry,
masz może poczęstować fajką?’’. W myślach: ,,No koleś
dobij mnie! Nie, nie mam papierosów, nie palę, ale za to możesz
pociągnąć ulatniającego się powietrza z opony, ponoć też daje
niezłego kopa!’’ , na ustach: ,,nie, przykro mi, nie palę’’.
Już chcę poprosić ich o pomoc, na szczęście w tym momencie
podjeżdża znajome auto taty. Szybka rozmowa i szybka akcja,
wspólnymi siłami spychamy auto na krawężnik i tu nie mogąc sobie
dać rady z odkręceniem starych śrub kombinujemy dalej. Wtem
genialny mój tata wygrzebuje ze swojego bagażnika ,,zapasowe koło
w spreyu’’. Sceptycznie podchodzę do tego pomysłu, ale przecież
co ja wiem jestem tylko kobietą w potrzebie! I tu dzieję się
magia! Okręcamy wentyl, co jest zdecydowanie prostsze od śrub,
odblokowujemy piankę, która napełnia koło, zasklepia dziurę, i
mogę jechać do prosto do mechanika po nową oponę! Dzień
uratowany! Dzień, czas, no i przecież nauczyłam się nawet czegoś
nowego! Od teraz ja – kobieta kierowca – i mój nowy przyjaciel w
sprayu zawsze podróżujemy razem, gdyby trafiła się powtórka
podobnej przygody.
A wy jakie macie sposoby? Sprawdzone, wyuczone, czy własne
autorskie? Czekamy, aż się podzielicie!
Ja poki co nie musialam sprawdzac swych talentow, ale juz biegne do sklepu po ten magiczny wynalazek :)))))
OdpowiedzUsuń