4 grudnia 2012

Zatrzaśnięte kluczyki z właścicielką

Zima to ulubiona pora roku mojego samochodu. Wtedy uwielbia się psuć w najmniej odpowiednim momencie. Nie było więc dla mnie niespodzianką to, że pewnego zimowego dnia pokrzyżował mi wszystkie plany na popołudnie, a w sumie nawet wieczór. Co mianowicie się stało? Mogę się założyć, że niejedna baba za kółkiem umarłaby ze strachu.

Około godziny 14 wychodzę odśnieżyć moje cztery kółka. Zawsze w tym celu włączam silnik i czekam aż się chwile nagrzeje. Tym razem zrobiłam podobnie. Usiadłam wygodnie w fotelu i obserwowałam ten cały szron na szybach, którego za żadne skarby nie chciało mi się skrobać. Wyjątkowo zaczęłam nagrzewać samochód nieco wcześniej niż zwykle, gdyż nie używałam go chyba z tydzień. Stał na dworze i był tak przykryty śniegiem, że wyglądał jak góra lodowa. Od środka przez szyby nie było widać praktycznie nic. Bałam się po prostu, że mi nie odpali na czas, a trochę się spieszyłam. Ku mojemu zaskoczeniu silnik ruszył bez problemu.

Wszystkie rzeczy pierwszej pomocy czyli torebkę, telefon i inne takie zostawiłam w domu. No przecież chciałam jeszcze do niego na chwile wrócić. Niestety. Los chciał i utknęłam w samochodzie. Zamarzły wszystkie drzwi i okna. Zatrzasnęłam się wraz z kluczykami. Co śmieszne nie mogłam z auta wyjść, ani nigdzie im pojechać, gdyż przez szyby nic nie można było zobaczyć. Przynajmniej było mi ciepło. Miałam także radio (wprawdzie zepsute), które grało moje nieudolne hity z płyt CD. Nie mogłam nawet wezwać pomocy przez klakson, który również zamarzł. Byłam w kropce. Pozostało mi czekać z nadzieją, że szron stopnieje przez ciepły nawiew.

Tak minęły dwie godziny. Robiło się ciemno. Niestety szyby nie odmarzały i wciąż nie mogłam zobaczyć otaczającego mnie świata. Lód był tak gruby, że ilekroć stopniał, natychmiast zamarzał, gdyż na zewnątrz było strasznie zimno. Ilekroć ktoś przechodził obok mnie, jako prawdziwa kobieta kierowca wołałam pomocy. Jednak ludzie nagminnie stosowali zasadę ograniczonego zaufania, albo w ogóle nie reagowali na moje wołania. W sumie dziwne dźwięki z auta to nie codzienność. Minęły kolejne godziny. Ta zabawa zaczęła mnie nudzić. W końcu z pracy wrócił mój tata i z wielkim trudem zeskrobał mi szyby. Pierwszy raz tej zimy moje autko uraczyło zaszczytu wjazdu do garażu. Tam też spędziłam kolejną godzinę. Jedynie tu istniała nadzieja, że szybko wyjdę z tej puszki. W końcu się udało.

Rada dla was: jeśli wasze auto jest w waszym wieku i stało na dworze ładny tydzień przy temperaturze grubo poniżej zera, dwa razy się zastanówcie zanim zaczniecie go odmrażać moim sposobem. Najlepiej jeśli nie macie w planach używać dłuższy czas samochodu wprowadźcie go do garażu, albo co drugi dzień zeskrobcie mu szyby i odśnieżcie. Zima się zbliża, może komuś ta historia się przyda ;)

Macie jakieś inne sposoby na zabezpieczacie auta na zimę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zbiór krótkich przygód młodych kobiet z ich samochodami. Kobieta za kółkiem nie taka straszna jak się wydaje!